Michał Kotlewski, tegoroczny uczestnik misji Regnum Christi w Meksyku, podsumowuje swój wyjazd z Regnum Christi na misje Wielkiego Tygodnia:   Przeprowadziłem wiele ważnych dla mnie rozmów, inspirowałem się postawą innych ludzi, a czasem po prostu dobrze się bawiłem. Wszystko to w atmosferze meksykańskiej kultury, która z łatwością łączy modlitwę i poważne sprawy z zabawą oraz spontaniczną radością.

Przed wyjazdem misje w Meksyku były dla mnie dużą zagadką. Tak naprawdę nie wiedziałem, czego się spodziewać. Co dokładnie będę tam robił i jacy będą ludzie, z którymi spędzę ten czas? Tym większą mam teraz motywację, żeby napisać ten krótki tekst, bo być może Ty, czytelniczko, czytelniku rozważasz taki wyjazd? Kiedy to piszę, jestem już w swoim domu w Polsce. Emocje powoli opadają, ale przeżycia z Meksyku wciąż pozostają żywe.

Ludzie w Etzatlán

Misje miały miejsce w miejscowości Etzatlán, w stanie Jalisco, gdzie spędziliśmy cały Wielki Tydzień 2025 r. Spaliśmy w budynku tamtejszej szkoły. Jednak mój pobyt w Meksyku rozpocząłem od dnia w Guadalajarze, gdzie przyjęli mnie Stephy i Hector – przesympatyczna meksykańska rodzina, która na czas misji opiekowała się mną jako gościem z zagranicy.

Ogromną wartość tego wyjazdu stanowiły dla mnie relacje z ludźmi. Zarówno tymi, którzy tak jak ja zdecydowali się pojechać w roli misjonarzy, jak i z osobami „po drugiej stronie misji”. Wizyty w domach, autentyczność i otwartość miejscowych ludzi, pozwoliły mi doświadczyć meksykańskiej rzeczywistości „z pierwszej ręki”. 

Było to dla mnie niezwykle ciekawe i wartościowe doświadczenie, które zostawiło we mnie słodko-gorzki obraz tego kraju. Państwa o bardzo barwnej, bogatej i radosnej kulturze, w którym jednak ma miejsce wiele ludzkich tragedii i nierozwiązanych problemów społecznych.

Michał (misjonarz na pierwszym planie) w spotkaniu z mężczyzną niepełnosprawnym umysłowo.

Aktywności misjonarza

Paradoksalnie, wizyty w domach wypełniały mniejszość czasu całych misji – jedynie 3 z 8 dni spędzonych w Etzatlán. Resztę przeznaczyliśmy na inne aktywności, jak np.: wizyta w ośrodku dla osób niepełnosprawnych umysłowo, mecz piłki nożnej z lokalną drużyną, Droga Krzyżowa ulicami miasta. Wszystkie te zadania organizowaliśmy w dużym gronie naszej misjonarskiej ekipy.

Miałem okazję przeprowadzić wiele ważnych dla mnie rozmów, obserwować i inspirować się postawą innych ludzi, a czasem po prostu dobrze się bawić. Wszystko to w atmosferze meksykańskiej kultury, która z łatwością potrafił połączyć modlitwę i poważne sprawy z zabawą i spontaniczną radością. Przykładem tego mogą być balony i konfetti na Mszy św. rezurekcyjnej oraz rozpoczęta po niej impreza, która skończyła się dopiero nad ranem.

Wszystkie te doświadczenia nie pozostały bez znaczenia dla mojej relacji z Bogiem. Nie łatwo jest mi ubrać w słowa to, czego doświadczyłem, ale wszystkie rozmowy, codzienne Msze św., adoracje, konferencje, modlitwy, świadectwa innych ludzi i relacje z nimi ożywiły moją przyjaźń z Bogiem, którą teraz przeżywam osobiście i w większej otwartości

Jadąc na misje do Meksyku, trzeba przygotować się również na obniżenie poziomu komfortu. Aktywności bywają po prostu męczące fizyczne, a odpoczynku w nocy nie ułatwiały samochody jeżdżące obok szkoły, niejednokrotnie przez całą noc, puszczając głośno muzykę. Prowizorycznym prysznicem na czas misji stał się wąż ogrodowy, a niezbędne pranie można było zrobić tylko w wiadrze lub zlewie. Są to koszty, na które trzeba się przygotować, ale które zdecydowanie warto ponieść.

Suchy i ubogi krajobraz stoi w kontraście do żyznej pobożności Meksykanów.

Coś dla ducha i coś dla ciała

Na miejscu odkryłem w sobie wielkiego amatora meksykańskiej kuchni. Przez tydzień misji zjadłem prawie tyle tacos, ile przez dotychczasowe lata życia! 

Po misjach mieliśmy okazję zobaczyć również turystyczne oblicze Meksyku – Cancun i Mexico City. Skakałem do wody z tyrolki w Cenote, oglądałem mecz hokeja z płonącą piłką na pokazie w parku Xcaret, oglądałem wschód słońca na plaży w Puerto Morelos, modliłem się przed obrazem Maryi w Guadalupe, chodziłem po piramidzie w Teotihuacán… i tu postawię kropkę, żeby nie zapisać kolejnej strony.

Podsumowując wszystkie te doświadczenia: czy było warto pojechać na misje do Meksyku? Tak, zdecydowanie tak!

Michał Kotlewski